Please select a page for the Contact Slideout in Theme Options > Header Options

Wejście na Fuji. Kwintesencja Japonii i Japończyków

Wejście na Fuji. Kwintesencja Japonii i Japończyków
20 września 2022 Jerzy Ciszewski
In Japonia, Podróże

Wejście na Fuji.

Fuji to kwintesencja Japonii i Japończyków. Widoczna z Tokyo, z pędzącego shinkansena; wyzierając z magnesów na lodówkę, pocztówek, ulotek, plakatów, bilbordów. Nawet jeśli w danym momencie nie widać zarysów świętej góry, jest ona, zatopiona w świadomości mieszkańców tego niezwykłego kraju. Jak również w pragnieniu turystów aby ją zobaczyć. Najlepiej z bliska.

Ja oczywiście, również uległem magii Fuji. Któregoś dnia postanowiłem, że wejdę na nią. Tak jak robi to wielu Japończyków. W tym kraju, obowiązuje niepisana zasada, iż przynajmniej raz w życiu trzeba się wspiąć na jej szczyt. Wysokość 3776 m. praktycznie jest dostępna dla każdego. Poza końcówką wspinaczki, gdzie momentami robi się bardziej stromo i tam pozakładane są łańcuchy poręczowe. Jednak całość możemy nazwać forsownym spacerem, a nie wspinaczką.

Po drodze, ulokowane są małe schroniska, gdzie można coś przekąsić i we wspólnej sali, na macie, przespać się kilka godzin. Ponieważ nie dokonałem wcześniejszej rezerwacji (tak się powinno zrobić), miałem trochę szczęścia, że znalazłem wolne miejsce. W towarzystwie japońskiej rodziny: babcia, dziadek, mama, tata i trójki dzieci, zjadłem skromną kolację w postaci onigiri, czyli małych „kanapeczek” zrobionych z ryżu. Oni również „podróżowali” na szczyt. Zaprosili mnie do swojego stołu, ponieważ byli ciekawi mnie, a ja byłem ciekaw ich.

Gdy wylądowałem na lotnisku Narita od razu pomknąłem w kierunku Fuji. Do Tokyo dojechałem pociągiem Narita Express, który bez przystanków jedzie z lotniska na dworzec główny w Tokyo. Potem przesiadłem się do zwykłego pociągu Japan Railways by pokonać dystans ponad 100 kilometrów do małej miejscowości Kawaguchiko, jako bazy wypadowej. W jednej z przechowalni bagażu, zostawiłem moją walizkę i przezbroiłem się na plecak. Tam niosłem mój sprzęt fotograficzny. Na szczęście miałem ze sobą pokrowiec na plecak. Była końcówka sierpnia ale cały czas padał gęsty, japoński deszcz.

Wsiadłem do autobusu i dojechałem do 5tej stacji, gdzie jest duże schronisko, kilka sklepików z wyposażeniem turystycznym, bary i sklepiki spożywcze. Gromadzili się tam ci którzy mieli wyruszyć w górę i ci, którzy właśnie zeszli ze świętej góry.

Oprócz samego wejścia na szczyt, największą nagrodą są widoki, a w szczególności, wschód słońca oglądany z wysokości 3 tysięcy metrów. Widok, wyłaniającego się słońca opatulonego w chmury jest widokiem mistycznym, prowokującym głębokie, duchowe przeżycie; nakłaniającym do myślenie o sobie, rodzinie, przyjaciołach otaczającej nas przyrodzie, świecie.

Oczywiście góra Fuji od wieków była i jest inspiracją dla artystów różnorakiej maści. Najbardziej znani, to dwaj japońscy malarze i drzeworytnicy Hiroshige i Hokusai tworzący w XIX wieku. „36 widoków góry Fuji” to jedno ze sztandarowych dzieł Hokusai. Z pewnością każdy, miał okazję zobaczyć gdzieś, któreś z wcieleń tych drzeworytów.

Końcówka trasy była nieco trudniejsza. Trzeba było mocno trzymać się łańcuchów poręczowych. Uważać, gdzie stawia się swoje stopy by nie skręcić sobie nogi w kostce. Na ogół wszyscy pielgrzymujący wyposażeni w porządne buty trekkingowe, odpowiednie spodnie, kurtki i czapki oraz kijki do podpierania się w czasie marszu. Widziałem jednak kogoś kto szedł w górę w klapkach. Za ochronę przed deszczem miał jednorazowy, przezroczysty, plastikowy płaszczyk. Nie był to oczywiście Japończyk. Im, takie potraktowanie sprawy, do głowy by nie przyszło.

W tej ludzkiej ławie, wspinającej się na szczyt, bardzo dużo było zorganizowanych grup, prowadzonych przez profesjonalnych przewodników. Ci, dozowali wysiłek, dopasowując go do wieku i możliwości fizycznych, swoich podopiecznych. Zatrzymywali i dawali odpocząć w miejscach, gdzie można było usiąść na ławeczkach. Na drzwiach małych kawiarenek wywieszony były kartki, że przy stoliku można usiąść, wyłącznie wtedy, gdy złoży się zamówienie.

Gdy dotarłem na szczyt, nadal padał rzęsisty deszcz. Mimo, iż miałem bardzo dobrą kurtkę, spodnie i buty, byłem cały przemoczony. Na szczęście, plecak okryty pokrowcem był w środku suchy. Tym samym, mój aparat fotograficzny nie zamókł.

Końcówka sierpnia to koniec sezonu wypraw na Fuji. Personel barków i restauracyjek ulokowanych na samej górze zajęty był pakowaniem, sprzętu, lodówek, garnków, automatów z napojami. Wszystko to było zwożone w dół gąsienicowymi pojazdami o kosmicznym konstrukcji, jakby żywcem wziętej z filmów science fiction.

Oczywiście schodzenie z gór jest dużo trudniejsze aniżeli wchodzenie. Trasa wiodąca w dół jest inaczej wytyczona. Jest szeroka z wieloma zakrętami. Po drodze ani jednego punktu gdzie można by kupić wodę lub coś przekąsić. Po paru dobrych godzinach marszu, dotarłem do punktu wyjścia czyli stacji nr 5.

Dzień odpocząłem w Kawaguchiko, gapiąc się przez hotelowe okno na górę Fuji; i udałem się w dalszą podróż Japonii.

07.8.2016 Japonia, Gora Fuji. wejscie na szczyt
fot. Jerzy Ciszewski

07.8.2016 Japonia, Gora Fuji. wejscie na szczyt
fot. Jerzy Ciszewski

07.8.2016 Japonia, Gora Fuji. wejscie na szczyt
fot. Jerzy Ciszewski

07.8.2016 Japonia, Gora Fuji. wejscie na szczyt
fot. Jerzy Ciszewski

07.8.2016 Japonia, Gora Fuji. wejscie na szczyt
fot. Jerzy Ciszewski

07.8.2016 Japonia, Gora Fuji. wejscie na szczyt
fot. Jerzy Ciszewski

07.8.2016 Japonia, Gora Fuji. wejscie na szczyt
fot. Jerzy Ciszewski 07.8.2016 Japonia, Gora Fuji. wejscie na szczyt
fot. Jerzy Ciszewski

07.8.2016 Japonia, Gora Fuji. wejscie na szczyt
fot. Jerzy Ciszewski

07.8.2016 Japonia, Gora Fuji. wejscie na szczyt
fot. Jerzy Ciszewski

07.8.2016 Japonia, Gora Fuji. wejscie na szczyt
fot. Jerzy Ciszewski

Comments (0)

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*