Wiem, że tytuł mało odkrywczy i od raz ustawia tę książkę w szeregu innych dotyczących Powstania Warszawskiego. Często jestem pytany skąd – pomysł i idea by wziąć się za taki projekt.
Odpowiedź jest bardzo prosta. Mój ojciec w czasie wojny służył w Armii Krajowej; w czasie powstania, 2 sierpnia, rozbił czołg Panthera na warszawskiej Woli. Później, pod koniec sierpnia, zestrzelił Ju 87 czyli Stukasa na Starym Mieście. Był to bombowiec nurkujący, niezwykle skuteczny w swoim działaniu. Stary był kilkukrotnie ranny, wyprowadzał ludzi kanałami. Po kapitulacji powstania, wyszedł z miasta, wtapiając się w tłum cywilów opuszczających Warszawę
W książkach o Powstaniu Warszawskim, jest bardzo mało informacji o moim starym. Po wojnie, chowając się przed ludźmi z Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, robił wszystko by „nikt go nie widział i nic o nim nie słyszał”. To oczywiście, w sumie nie wiele, dało efektów, bo i tak regularnie był wzywany na przesłuchania. Tam albo dostawał łomot, albo nikt się do niego nie odzywał, albo był pojony wódką. Tak mi opowiadał.
Któregoś dnia zdałem sobie sprawę, że jak ja umrę to również umrze resztka pamięci o moim ojcu. Nikt nie będzie wiedział co on zrobił. W szczególności moje córki – bo tak naprawdę dla nich napisałem tą książkę. Wybrałem formę powieści, ponieważ była dla mnie najłatwiejsza. Gdy miałem z dziesięć lat, mój ojciec wyjechał do Ameryki, co za komuny nie było takie łatwe. Inaczej – było bardzo trudne. Tam w Miami, pracował na zmywaku, jako kucharz, jako ktoś tam; W między czasie, udało mu się nostryfikować dyplom architekta i nawet dostał robotę w jakiejś firmie architektonicznej. Stał na desce kreślarskiej i coś tam rysował. Nie trwało to długo. Ciężko zachorował,
Nie kontaktował z rzeczywistością; mój wujek Wojciech Grabowski, który mieszkał w Coco Beach na Florydzie, wysłał mojego ojca z dwoma walizkami do Polski. Odebrałem go na lotnisku Okęcie, bardzo szybko trafił do szpitala na ulicy Nowowiejskiej. Potem do Tworek. Oczywiście wszystkie jego dokumenty, pamiątki … wszystko to gdzieś poginęły. Te powstańcze również – zachowała się jedynie jego legitymacja powstańcza.
Pół roku później umarł. Leży na warszawskich Powązkach w 90 alei; zresztą, mimo tego, że mój ojciec i moja matka się rozwiedli; w sierpniu 2022 roku, moja matka umarłą. Położyłem ją do tego grobu, wcześniej z nią to ustalając. Powiedziała wtedy, żebym robił, jak uważam. Zrobiłem jak uważałem. To skomplikowane, ale ona go chyba cały czas kochała … w jej mieszkaniu wisiały jego zdjęcia. Nadal tam wiszą.
Wracając … ostatecznie moją powieść wydało, wydawnictwo „Czarna Owca”. Gdzie zarekomendował mnie Vincent Severski – to ten pisarz, który regularnie wypuszcza na rynek, znakomite powieści szpiegowskie. Później, gdy rozmawiałem z Panem Markiem Korczakiem, który jest szefem Czarnej Owcy i zapytałem, dlaczego zdecydowali się na debiutanta i jeszcze w tak ciężkim temacie z mnóstwem totalnych emocji i przekleństw w środku. Pan Marek powiedział mi, że oni jako wydawnictwo, bardzo lubią takie eksperymenty i generalnie, będą w takich misiów jak ja, inwestowali, cokolwiek by z tego nie miało wyniknąć. Bardzo dobrze rozumiem tę filozofię.
Ostatecznie, „Czarna O” zainwestowała trochę pieniędzy w promocję. Ja również zrobiłem w tej sprawie co mogłem. Jakoś ta książka się sprzedała. „Czarna O”, jak rozumiem do tego projektu nie dołożyła, co było dla mnie bardzo ważne. Ja nawet dostałem jakąś tantiemę autorską, którą oczywiście przepiłem – w tym konkretnym przypadku na Mauritiusie. Ja zrealizowałem mój cel, a oni swój.
Teraz kończę drugą powieść, ale o tym przy innej okazji …