Kilka miesięcy temu, zostałem zaproszony do współpracy, przez dystrybutora filmowego Next-Film do zajęcia się małym wycinkiem ich zadań, służacych promocji filmu “Kulej. Dwie strony medalu”. W tym konkretnym przypadku odnosiło się to do szeroko pojętego sportu i boksu w szczególności.
W owej formalnej, producencko dystrybucyjnej układance, jestem oczywiście, na końcu łańcucha pokarmowego, najmniejszym z najmniejszych ogniw pracującym przy tej produkcji. Podstawową rolę pełni WatchOut Studio z Krzysztofem Terejem na czele. Ten jest bezspośrednim producentem filmu. Wraz z Xawerym Żóławskim który … jako to reżyser i współscenarzysta, niesie na sobie największy ciężar i odpowiedzialność za finalny produkt. Tak Krzysztof jak i Xawery byli/są w tą produkcję bardzo zaangażowani.
Dobrych parę miesięcy temu, rozmawiając z Kingą Rybarczyk, szefową Next-Film bez specjalnego marudzenia uznałem, iż na moim etapie życia zawodowego, będzie to dla mnie fantastyczna przygoda. Swoiste wstawienie stopy do historycznej rzeki p.t. “Ciszewski Public Relations” w której latami się pławiłem oraz do micro kawałeczka, historii mojego życia.
Bardzo szybko, okazało się, że zlecenie to, jest dokładnie tym o czym myślałem, że będzie.
Deko kombatanctwa:
Studiowałem na warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego. W tamtych latach był regulaminowy wymóg, iż student kończący naukę na tej uczelni, musi zrobić uprawnienia trenerskie obok uprawnień do wykonywania zawodu nauczyciela wychowania fizycznego. Za młodu żeglowałem sportowo, byłem w kadrze Polski, miałem jakieś drobne sukcesy. Aby jednak zrobić specjalizację trenerską z żeglarstwa musiałbym jeździć do Gdańska. Uznałem, że szkoda na to czasu.
W związku z tym, zapisałem się na specjalizację boksu u dr. Wiktora Nowaka. Tam poznałem Waldka Kuleja. Nie była to wielka znajomość. Ponieważ studiowaliśmy w różnych grupach. Mijaliśmy się pod zegarem. (każdy kto liznął się przez warszawski AWF, wie o co kaman) Bezpośrednią styczność mieliśmy na zajęciach z boksu.
Czy miałem sparringi z Waldkiem, a on ze mną nie pamiętam, … ale pewnie tak. Na zajęciach dużo ich było. W sensie treningowym, Wiktor nieźle nas “przeczołgiwał”. Nawiasem mówią Wiktor Nowak był absolutnie wspaniałym człowiekiem, kochającym boks i nas, rozbrykanych, z racji wieku, napakowanych teststosteronem adeptów pięściarstwa.
Trzeba dodać, iż dr. Wiktor Nowak opiekował się sportowo Jerzym Kulejem za czasów Papy Stamma. Doktor Nowak, niestety zmarł w 2017 roku…
Po studiach, zacząłem pracować jako dziennikarz sportowy. Mój stary był dzienniakrzem sportowym więc byłem chyba na ten zawód skazany, choć po latach zamieniłem go na inny …
Gdy pracowałem w dziale sportowym ledwo co powstałej “GazetyWyborczej” pisałem o różnych dyscyplinach, ale akurat nie o boksie. To nie przeszkodziło, że któregoś dnia zrobiłem wywiad z Jerzym Kulejem. Nie pamiętam czy redakcja tak chciała, czy ja sam sobie to wymyśliłem …
Zbierając do kupy moje wspomnienia, uznaję, że siła wyższa, nakierowała mnie na projekt filmu o Jerzym Kuleju; na te wydarzenia, tych ludzi, na moją młodość i dziennikarstwo, które od początku kochałem i kocham do dziś.
… aby było mało, nadzialiśmy się wspólnie na siebie z Doro K., z którą dawno temu pracowaliśmy w “CPR” Ponieważ od zawsze się lubiliśmy. Było to umiechnięte, super spotkanie.
Film jest już prawie gotowy. Prawie – bo cały czas Krzysiek z Xawerym siedzą nad nim i poprawiają jakieś maleńkie detale, które ich niepokoją. Te chłopaki tak mają.
Nie mogę i nie chcę spojlerować. Film pokazywaliśmy (przepraszam za liczbę mnogą) już różnym ludziom, mniej lub bardziej znającym się na filmach i sporcie. Bardzo się podobał. Mój dobry przyjaciel z dziennikarstwa Robert Błoński, po projekcji powiedział mi – “Mimo tego, że wiedział jak skończyła się walka Kuleja na Igrzyskach w Meksyku, trzymał za niego kciuki aby wygrał z tym Kubańczykiem” Cóż można więcej dodać …
Za chwilę wypłynie na szersze wody. W dniach 23-28 września w Gdyni odbędzie się Festiwal Polskich Filmów Fabularnych na którym “Kulej. Dwie strony medalu” będzie prezentowany. Trzymam kciuki za film i całą ekipę, że w Gdyni będzie Git!
tu c’e set moi, jako, młodociana wścieklizna dzienniarstwa sportowego – rok nieznany (nie pamiętam kto zrobił to zdjęcie: Ania Biała? Sławek Sierzputowski? Krzysiek Miller? Kuba Atys? …?)
Poniżej publikuję wywiad, który zrobiłem z Waldkiem Kulejem, o jego tacie, mamie i o nim. Dzięki życzliwości redakcji Wyborcza,pl. został dużo wcześniej na ich portalu opublikowany. Aby nie przepadł w interenetowych odmętach, wieszam go również u siebie.
Mój ojciec Jerzy Kulej, Doktor Jekyll, Mister Hyde
Rozumiemy, że nakręcenie filmu fabularnego o Pańskim ojcu, było ważnym celem?
Oczywiście. Muszę się przyznać, że uznałem ten projekt jako najważniejszy w moim życiu. Pięć minut, które muszę do ostatniej kropelki wykorzystać. W praktyce okazało się, że z wielu powodów była to bardzo wyboista droga.
Mój ojciec był wybitnym sportowcem, genialnym bokserem o unikalnym, tanecznym stylu walki. Mającym trudną do opisania w kilku słowach charyzmę, przyciągającą do niego różnych ludzi.
Dwa razy z rzędu, zdobył złoty medal olimpijski; podczas Igrzysk Olimpijskich w Tokio i cztery lata później Meksyku. W Polsce, był i jest to do dziś, unikalny wyczyn sportowy.
W którymś momencie mojego życia uznałem, że muszę postawić mu „pomnik”. Doprowadzić do sytuacji, aby pamięć o nim, nie miała wyłącznie wymiaru teoretyczno- encyklopedycznego. Aby wzbudziła ponad pokoleniowe, pozytywne emocje; szczególnie wśród młodego pokolenia. Przy okazji namawiała do uprawiania sportu.
Mając do czynienia z historią życia, takiego człowieka, jakim był Pański ojciec, chyba stosunkowo łatwo było zebrać materiał, który byłby prawie gotowym scenariuszem?
I tak i nie. Zaczęło się od książki, napisanej przez Piotra Szaramę, który oprócz tego, że był chłopakiem po Akademii Wychowania Fizycznego , miał wielki talent i zamiłowanie do pisania.
Poznali się z moim tatą na studiach, zostali przyjaciółmi. Tak powstała książka „Jerzy Kulej. Dwie strony medalu”. która ukazała się na rynku w 1996 roku. Niestety, ojciec, w tym pierwszym wydaniu podał się jako autor książki, a Piotra „uczynił” współpracownikiem, asystentem spisującym wspomnienia mistrza.
Po śmierci taty, podjąłem starania, aby ją uzupełnić i wydać powtórnie. Zająłem się znalezieniem odpowiedniego wydawcy. Wbrew pozorom, nie było to łatwe. Zajęło mi ponad cztery lata. Piotr uzupełnił i dokończył treść, uwzględniając uwagi ostatecznego wydawcy. Udało się ją wydrukować w oczekiwanym przeze mnie merytorycznym i graficznym kształcie. Podając oczywiście Piotra jako autora tej publikacji.
Książka „Jerzy Kulej. W cieniu podium” była pierwszym etapem, budowania pamięci o bokserze i człowieku …
Tak. W 2014 roku, poszedłem do kina na film „Bogowie”. Oglądając tą historię bardzo się wzruszyłem. Stwierdziłem, że to jest najlepszy film biograficzny, jaki w życiu widziałem. Potem obejrzałem „Sztukę Kochania” o Michalinie Wisłockiej” również zrobioną przez „Watch Out Studio”. W swojej naiwności, ale też z przekonaniem, że jak bardzo czegoś chcesz to to się wydarzy, zacząłem koło nich „chodzić”. Z jednej strony wierzyłem, że tylko oni dadzą radę tak pięknie udźwignąć ten temat, z drugiej …, że to mało realne; ba prawie niemożliwe.
Napisałem do nich maila. Po dwóch tygodniach odpisali, że zapraszają mnie na spotkanie. Siedziałem zestresowany rozmawiając z Krzyśkiem Terejem i czujnie obserwowany przez, niestety nie żyjącego już Piotrka Woźniaka – Staraka.
Nastał koniec roku i dostałem od Piotrka zaproszenie na bankiet, który był podsumowaniem, pracy Watch out’u i filmu „Sztuka Kochania”. Po części oficjalnej, podszedł do mnie Piotrek i powiedział, że będą robić film o moim tacie. Mają już „klepniętych” dużych partnerów do tej produkcji. Zaczęliśmy wspólną pracę …
… „Sztuka Kochania” miała premierę w 2017. Trochę czasu Wam zajęło …
W samej rzeczy. Okazywało się, że jakiś strategiczny partner rezygnuje; jakiś sponsor odpada. Kolejna firma, która miała być współproducentem, likwiduje swoje biuro w Warszawie więc już nie jest zainteresowana projektem. Potem covid, potem wojna na Ukrainie. No i tragiczna śmierć Piotra, która dla wszystkich jego najbliższych i współpracowników była głębokim szokiem, momentem, gdy człowiek wstrzymuje oddech i bardziej myśli o istocie życia, mniej o sprawach doczesnych.
Jednak Krzysztof powiedział mi, że „Kulej” to projekt Piotra i firma będzie go kontynuowała . Traktując tę produkcję jako najważniejszą dla „Watch Out”. Widziałem w jego oczach, że jest bardzo zdeterminowany.
Nie pomnikowy Jerzy Kulej. Zwykły człowiek, mąż, ojciec był …?
Przez wiele lat, miałem bardzo poważny kompleks ojca. Z jednej strony był wielkim mistrzem. Gloryfikowany, noszony na ramionach. Rozpościerano przed nim czerwone dywany. Wręczano medale.
Z drugiej strony, mojej mamie i mnie, pokazywał inne oblicze. Złe, groźne, niesprawiedliwe. Taki doktor Jekyll i mister Hyde. Czasami był bardzo miły, do rany przyłóż. Gdy popił, często stawał się bardzo brutalny. Jako dorastające dziecko, odbierałem takie zachowania bardzo źle. Domowe awantury, bardzo mnie bolały. I zawsze stawałem po stronie mojej mamy.
Już jako dojrzały nastolatek, bywało, że w złości, nie rozmawiałem z nim przez miesiąc i dłużej.
Nasze życie wyglądało jak łódka miotana, czasami większymi, czasami mniejszymi, falami. Jako rodzina nie byliśmy stabilni. Dużo naszych codziennych spraw, było warunkowane jego aktualnym stanem psychicznym.
Dziś patrzy Pan na swojego tatę innymi oczami?
Latami czułem w sobie ciężki konflikt wewnętrzny. Od zawsze miałem jego kompleks. Chciałem go naśladować, mimo wszystko był dla mnie wzorem. Wielkim szczytem w Karakorum, na jaki docierają najlepsi z najlepszych.
Paradoksalnie, dla mnie, momentem zwrotnym, był czas jego śmierci. Pomijając okres smutku i żałoby, poczułem się wyzwolony spod jego wpływu. Zrozumiałem, że teraz nadszedł mój czas. Ja teraz decyduję. Ja teraz jestem za wszystko odpowiedzialny. Będę robił wszystko to co uważam za słuszne i stosowne. Do tamtego momentu, byłem uzależniony od jego mrugnięcia okiem.
Pomyślałem również, aby zostawić po sobie, coś takiego czego mojemu ojcu nie udało się zrobić.
Czego Pańskiemu tacie nie udało się zrobić?
Po zakończeniu kariery sportowej. Miał ambicje szkoleniowe. Marzył, by wychować zawodowego mistrza świata w boksie. Nie było mu to dane. Nie skutecznie szukał takiego zawodnika w Polsce. Generalnie był aktywny, miał wielu kolegów, znajomych, pomysłów i aktywności. Komentował walki w telewizji, angażował się politycznie. No i korzystał z życia ile się dało.
Jak film?
Według mnie znakomicie, choć oczywiście nie jestem i nie chcę być obiektywny.
Mam chyba taką umiejętność, że w życiu szukam pozytywów i tego co jest najlepsze. Potrafię wyłuskać z przeszłości, jasne strony; skutecznie zapomnieć o gorszych momentach. Tak właśnie odbieram ten film. Większość scen jest odwzorowaniem jego i naszego życia. Wielu bohaterów i wydarzeń jest prawdziwych.
Sam jednak film jako dzieło w istocie komercyjnie podlega oczekiwaniom widzów. Musi się spodobać publiczności, krytyce, środowisku. Musi się narracyjnie i emocjonalnie „sprzedać”
Rozumiem to. Cieszę się, że razem z Krzyśkiem Terejem, Xawerym Żuławskim, Rafałem Lipskim, bardzo utalentowanym młodym scenarzystą wraz z całą naszą ekipą, dotarliśmy do mety, a raczej do ostatniego gongu. To jest najważniejsze!
Nowy cel?
Stary, bieżący, przyszły. Mam niepełnosprawnego syna. Jemu wszystko poświęcam.
Na zdjęciu Waldek Kulej, na planie filmu w Łodzi, gdzie kręcone były sceny pojedynków bokserskich, toczonych przez jego tatę
Na zdjęciu od lewej: Karolina córka Waldka; Krzysztof Terej, Xawery Żuławski, Helena Kulej – mama Waldka oraz Waldek Kulej. Pamiątkowe zdjęcie zrobiliśmy pod płotem siedziby Watchout studio
(dwa zdjęcia powyżej są mojego)